środa, 18 listopada 2009

Capital ships raz jeszcze

Wielkie dzięki dla Maćka, który zwrócił moją uwagę na ten szczegół.

W dziale "Wiadomości z kraju i ze świata" w "Nowej Technice Wojskowej" 11/2009 (newsów nie czytam, dlatego sam nie zauważyłem) w tekście o Francuskiej Marynarce Wojennej pojawia się taki oto fragmencik:

[...] DCNS zawarł trzy umowy z DGA o łącznej wartości około 310 mln euro, dotyczące utrzymania w ruchu zasadniczych jednostek pływających Marine Nationale.

Te "jednostki pływające" to tak nie za bardzo, ale okręty zasadnicze? Muszę przyznać, że brzmi to sensownie i obiecująco, a także zgrabniej niż nieszczęsne okręty kapitalne, niby poprawne semantycznie, ale jednak stające ością w gardle mojej intuicji językowej. Myślę, że wykorzystam tę podpowiedź przy najbliższej okazji.

czwartek, 12 listopada 2009

Muszę się wyżalić

Czasami autor z premedytacją dobija swojego tłumacza.

Spróbujcie znaleźć, co znaczy akronim TBS w kontekście łączności między okrętami w konwoju. Mnie zajęło to ponad kwadrans.

sobota, 7 listopada 2009

A capital ship to po naszemu będzie...?

Ach, odwieczny problem. Najpierw, tak dla porządku, definicja:

The capital ships of a navy are its most important warships; the ones with the heaviest firepower and armor. A capital ship is generally a leading or a primary ship in a fleet.

Swego czasu były to pancerniki, później dołączyły do nich krążowniki liniowe, a w czasie II wojny światowej - także lotniskowce, które obecnie, po odejściu na emeryturę ostatnich pancerników, są jedynymi capital ships. Oczywiście pod warunkiem, że dane państwo w ogóle posiada lotniskowce. W Polskiej Marynarce Wojennej capital shipami (brrr...) w myśl powyższej definicji będą dwie fregaty typu Perry.

O ile więc w pewnych sytuacjach można przyjąć że capital ship jest tożsamy z okrętem liniowym i tak ów termin przekładać, o tyle w innych okolicznościach (czytaj: II wojna światowa) taka tożsamość nie występuje i trzeba szukać innych sposobów. Sam, przyznaję bez bicia, zdecydowałem się na "ostateczną ostateczność" i w moim przekładzie capital ship stał się okrętem kapitalnym. Że brzydko? Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Że nikt tak nie mówi? To też prawda. Tłumacząc Morisona, zdecydowałem się w tym miejscu na opcję pod wieloma względami najgorszą. A jednak jestem gotów jej bronić, gdyż widzę jej zalety. A przede wszystkim jedną: podobnie jak termin angielski, polski okręt kapitalny jest uniwersalny, wszechogarniający. A w moim konkretnym przypadku była to sprawa kluczowa, gdyż szło o tłumaczenie zapisów traktatowych (względnie ich parafrazy), te zaś są równie uniwersalne, tam capital ship znaczy capital ship, a nie ship of the line. Sięgnąłem tu raczej po doświadczenia z tłumaczenia tekstów prawniczych, a nie literackich. Niezastąpionym środkiem ponownie okazały się tu przypisy.

W gruncie rzeczy nie lubię, gdy tłumacze bawią się w tworzenie języka, gdy nie jest to niezbędne. Szukanie drogi okrężnej, gdy można pójść na wprost, uważam za kpinę zarówno z autora, jak i z czytelnika; zdaję sobie jednak sprawę z tego, iż czasem nie ma innego wyjścia. No i naprawdę nie należy się bać przypisów, przypisy to przyjaciele tłumacza, mm'kay?