Żeby nikt nie mógł powiedzieć, że tylko się nad sobą użalam, zaryzykuję delikatne pastwienie się nad starszymi i bardziej doświadczonymi Koleżankami i Kolegami po fachu. Zamierzam więc od czasu do czasu poświęcić kilka zdań ciekawszym i bardziej interesującym potknięciom, które uda mi się namierzyć.
Na początek jednak nie o wpadce nie pojedynczej, ale masowej, do tego strasznie irytującej. Otóż to, to, to i to - to nie są łodzie podwodne. To są okręty podwodne. Teoretycznie mówienie o tym powinno być wyważaniem otwartych drzwi, tłumaczeniem oczywistej oczywistości. Tymczasem nie jest. Potknęła się na tym nawet sama prof. Tabakowska, tłumaczka niewątpliwie pierwszorzędna. Wydawnictwo Znak ma zresztą z tym terminem nagminne problemy (podobnie jak Bellona).
Krakowianie wydają między innymi książki Aleksa Kershawa (nawiasem pisząc: polecam), najpierw Tak niewielu, teraz zaś Ucieczkę z głębin. Łatwo zgadnąć, że ta druga opowiada o okręcie podowodnym -- konkretnie o USS Tang -- i faktycznie w podtytule mamy: "Historia legendarnego okrętu podwodnego i jego walecznej załogi". A teraz obracamy książkę i zerkamy na ostatnią stronę okładki. Pierwsze zdanie: "Niezwykła opowieść o katastrofie najsłynniejszego amerykańskiego okrętu podwodnego [...]" - okej. Dalej: "[...] okręt podwodny amerykańskiej marynarki wojennej [...]" - okej. Ciąg dalszy tego zdania: "przeprowadził więcej ataków niż jakakolwiek inna aliancka łódź podwodna" - OJEJ!
Ach, jeszcze uwaga na przyszłość. Jeśli ktokolwiek z Czytelników tego bloga - obecnych czy przyszłych - kiedykolwiek przyłapie na błędzie mnie, piszcie. Z radością popastwię się sam nad sobą.
środa, 3 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oby więcej było takich myśliwych.
OdpowiedzUsuń